poniedziałek, 22 czerwca 2009

Tłumacze, ech...

Oglądając czasem filmy w tv, zastanawiam się czy nie mogłabym się zająć również tłumaczeniem, bo kiepski przekład to na pewno zrobić potrafię. Z telewizji żadnego kwiatka nie przytoczę, ale mam w pamięci moje ulubione z książki. Tytułu książki niestety nie pomnę, a książka trafiła już na makulaturę. Nazwa baru, do którego chodziła główna bohaterka książki, brzmiała "Kropka G" - nie widziałam oryginału, ale pierwsze o czym pomyślałam to , że powinno być "Punkt G" (ang. Point G). Być może ja się mylę, ale jeśli nie to jeśli to był facet współczuję jego partnerce ;-). Drugi kwiatek to z książki Cobena, autor odwoływał się według tłumacza do wydarzeń z 9 listopada (ktoś wtedy zginął), jedyne wydarzenie jakie przychodzi mi na myśl to 11 września, przypuszczam więc, że Coben użył amerykańskiego formatu daty podając najpierw miesiąc a potem dzień. Na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy, ale to może i lepiej, że pamięć dziurawa...

Brak komentarzy: